Skocz do zawartości

Juzef

Stały forumowicz
  • Postów

    961
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    37

Treść opublikowana przez Juzef

  1. Juzef

    Koks Czy Węgiel

    A u mnie we Wrocławiu w sierpniu 2009 koks był po 700zł. I za tyle wziąłem 2 tony, bo już dawno nie był tak tani - poprzednie lata nie schodził poniżej 1200zł.
  2. Prawdę piszę, a jakże B) Nie mam ambicji zawyżania osiągów - to co widzę, to opisuję. W ważeniu opału mogę się mylić, ale nie więcej jak 0,5kg chyba :] I oczywiście palę na okrągło. Zużycie wcześniej podane się utrzymuje. Widać różnicę - pozornie opał idzie, ale jak się pali z doskoku, idzie tak samo + strata na rozgrzewanie. Z początku ciężko to zaakceptować, ale tak jest. Do tego koks łatwiej dosypać niż od nowa rozpalać. Choć i węgiel od góry fajnie szedł na okrągło. Na okrągło - z jednym może wyjątkiem - dziś z rana mi zgasło, bo dałem na wieczór te dwie szufle mniej (noc zapowiadali lajtową) a było -20 znowu i rano piec zimny. W chałupie nikogo, ja nie miałem czasu rozpalić, więc była przerwa 5 godz. Poszło trochę drewna na restart i 12kg koksu na 8h starczyło, po czym zostało żaru 15cm i trzeba było nową porcję. Wychłodzenia wielkiego nie było, ale pod dachem temp. zdążyła spaść o 2st. Czyli teraz w mrozy dobowo min. 30-35kg idzie, w okolicach zera natomiast 20kg/doba było normą. Ano, ni ma letko. Palenie to sztuka, jak się okazuje :D To, że mam 24kW to nic nie znaczy. Raz, że zmniejszone szamotem o 25cm, dwa że spalanie zależy od zapotrzebowania na ciepło. Nie mam pojęcia, co to za moc teraz mam w wyniku tych zmian, ale skoro tak przydławione 24kW dają radę utrzymać przy -20st. temp. +20-23st. na 200m2 przy -10 -> -20st. na dworze, a przy tym na piecu max. 45st. to pewnie normalnie starczyłby 15-18kW kocioł.
  3. Sam nie mam doświadczeń z dmuchawą, więc nie będę tu opiniował. Jedynie z czytelnictwa wnioskuję, że dmuchawa rzadko jest niezbędna i zazwyczaj rodzi straty. Ale wszystko zależy od komina, otoczenia, paliwa więc nie powiem, nie mam wiedzy ni praktyki. Co do stałopalności... ~200mkw x 2,5m i 19st. pod płaskim dachem -> 22st. na środkowym piętrze, a 14st.C w naziemnej piwnicy. Rejon Wrocławia, tzn. mróz 18-20st. nocą i 10st. za dnia, a palę na okrągło i 12kg koksu trzyma 8-9 godzin. Na piecu 42-45st. i u mnie wystarcza. Camino 3/9 chyba, w każdym razie największa kobyła - 24kW, zmniejszony szamotem ruszt o 25cm na końcu.
  4. Sry, nie sprecyzowałem - ten koks z miałem paliłem od góry. Podobnie i węgiel z dodatkiem miału. A przerusztować i tak ostatecznie trzeba było, choć wtedy sporo miału wyleci zawsze. Na szczęście mam go 2-3 wiadra, także tragedii nie ma.
  5. Co do miału, to ja robię z niego tylko dodatek do węgla/koksu (miał mi został po węglu), ale bez wspomagania jakąś dmuchawą to palić się nie da. Nie wiem, może jestem lewy albo ciąg mam nie tego, ale starczy parę szufelek miału na węgiel i się zapycha ruszt na tyle, iż powietrze nie przepływa = palenia nie ma.
  6. Hm, widzę znów temat niskiej temp. na piecu ruszany. Czym konkretnie ona szkodzi kominowi? Wydaje mi się, że może wystąpić wykraplanie ze spalin na końcowym odcinku, od czego się komin zawilgoci/rozpuści ... czy coś jeszcze? Dotąd u siebie nic negatywnego nie zauważyłem, ale badam na bieżąco. Wyższej temp. jak 50st. po prostu nie mogę dać. Paląc nawet nie na okrągło, a choćby pół doby na 50st. miałbym saunę. Ew. przy > -15st. dałoby radę te 50st, ale 60-70st?! Nie wyobrażam sobie tego. Co do temp. wylotu, to przy 45st. koksem na piecu da się czopucha dotknąć, ale wytrzyma się parę sekund najwyżej. Spróbuję się termometrem tam pobawić, ale ręcznie na 70st. bym oceniał. Że ten kocioł grzeje komin, to bym nie powiedział. Oczywiście przy rozpalaniu na drewnie grzeje go wyraźnie, ale tu się nic nie poradzi. Zależy jak i czym się pali, bo do odzyskiwania ciepła ze spalin to Camino nie jest najlepszy. Jadąc paliwem domyślnym, czyli koksem, problemu nie widzę. Raczej można by się obawiać, że spaliny będą za zimne.
  7. Juzef

    Spalanie Sadzy

    OK, więc dodaję po trochu razem z miałem. Taa, odkąd palę od góry, w piecu jest nieporównanie mniej sadzy - góra 1mm suchej i sypkiej, która przy rozpalaniu się wypala. Tradycyjnie po tygodniu potrafiło na parę mm zarosnąć, aż się łuszczyło. A w kominie różnicy nie mogę stwierdzić, gdyż pierwszy sezon go czyszczę. Komin jest partacko postawiony w połowie lat 80., nie trzyma żadnych norm i są różne zakamarki, gdzie sadza może mieć różną grubość. Czyszczę na razie okrągłym druciakiem o średnicy 15cm i raz lata luźno, a raz ledwo się przeciska. Niemniej wydrapałem wiadro ok. 10kg sadzy - sypka drobna, ale miejscami trafiały się twarde grudy grubości 1cm :) Sądząc po wylocie komina (lepszy niż reszta komina, latem przemurowany), sadzy zebrało się ze 2mm przez 2,5 miesiąca palenia, przy czym od góry to 1,5 mies. U sąsiada (druga połowa bliźniaka, camino, węgiel) przez ten czas... z linijką nie mierzyłem, ale 0,5cm na pewno. Teraz akurat kończy mi się węgiel i będę palił koksem, więc problemu z sadzą nie powinno być tak czy inaczej. Jedynie co do koksu wietrzę podstęp. Latem, gdy wybyłem, rodzice kupili koksu 2t, bo był tani jak nigdy - 700zł/tona, porównywalnie z węglem. Nawet, jakbym przy tym był, to bym wtedy nie wiedział, że to może być problem. Bo oto na kwitku stoi "koks hutniczy". Nie znam się, ale wspominają ludzie, że trudno się to zapala. Na ile to prawda? Jak mieszałem z węglem, to trudności nie widziałem, ale teraz z całym zasypem koksu jest wyraźnie ciężko. Jeszcze może to wynikać z faktu, że część hałdy zamokła przez przeciekający dach. Był mróz, tam gdzie kapała woda koks skleił się w kloc objętości dwóch wiader. Przynosiłem więc taki wilgotny do kotłowni, by wysechł (jak się pali - 27st., jak nie - 23st. :) ), a po 2 tyg. go użyłem. Wygląda sucho, ale palić to się nie chce specjalnie. Mam nadzieję, że przyczyną było to zalanie. Jeśliby cała hałda 2t miała się tak ciężko rozpalać, to masakra.
  8. Juzef

    Spalanie Sadzy

    A ja mam pytanie odnośnie wykorzystania sadzy... Wydrapałem z komina solidne wiadro ponad 10kg sadzy. Skoro to ponoć czysty węgiel, to zrobiło mi się żal go ot tak wyrzucić :) Ale czy bezpiecznie będzie dosypać go tak jak miał do zasypu węgla/koksu po trochu? Czy nie spowoduje to jakichś skutków niepożądanych?
  9. Chyba nie :( Jak dla mnie to spory skok jakościowy w obsłudze pieca nastąpił, nie wiem jak to można ładniej określić. A co do zagrożeń niskiej temperatury, to poczytałem trochę. Nie obserwuję u siebie na razie żadnego problemu. Kiedyś już większe problemy miewałem - jak było hajcowane ostro drewnem ze starych palet, to z pieca się lało okrutnie, mimo temp. > 50st. Teraz w piecu i w okolicy sucho, zaległa na ściankach z dawien dawna sadza się wypaliła, a i w kominie jest jej może 2mm przy wylocie - niewiele, porównując z sąsiada pionem, który mam zaraz obok (ale on go nie czyści chyba nigdy). Bywało gorzej. A i tam jest sucho. Przynajmniej jak byłem u góry gdy się nie paliło. Muszę kiedyś zajrzeć, jak się pali po skoksowaniu, czy wtedy się co nie wykrapla. Tylko najczęściej to po ciemku wypada obecnie.
  10. Co by się miało dziać? Nic się nie urwało, nie odpadło, jedyna zmiana to że sadzy mniej. Wiem, że temp. spalin ma znaczenie. Nie sprawdzałem organoleptycznie, jak to wygląda na końcówce komina w fazie koksu (trza będzie zajrzeć), ale na czopuchu rękę można położyć, jest gorący, ale nie parzy. Mocno nagrzewa się jedynie przy rozpalaniu, także potem czuć ciepło na ścianie komina w pomieszczeniach. Jeśli tak niska temp. może jeszcze jakieś problemy powodować, to proszę mnie uświadomić zawczasu B) Nie chcę tu niczego uszkodzić przypadkiem. Z drugiej strony zawsze było palone na podobnym pułapie, gdyż kocioł ma trochę za dużą moc jak na potrzeby budynku, a zwłaszcza powyżej zera starcza te 40-45st. na piecu, by w chałupie było jak należy. Komin powyżej dachu w tym roku przemurowałem, bo był z lekka rozpuszczony i ogólnie partacko zbudowany. Ale miał już 26 lat. Camino jest z 1983r. i jak dotąd pekł tylko ruszt pionowy, a poza tym w porządku. Tak, Regulus na razie daje radę, ale zobaczę z czasem. Gdyby co nie tak - nie omieszkam donieść :D Pięknie trzyma temperaturę i wyraźnie wolniej idzie opał, niż jak sterowałem tym ręcznie, ganiając co pół godziny. Jak ja mogłem żyć bez miarkownika! :( Wczoraj miałem temp. 0 -> +5st. na dworze i paliło się 10.00 - 2.00 (może +1h jeszcze, nie wiem, bo spałem już) czyli luźno licząc 15-16 godzin, przy załadunku ... no, niech będzie 13kg żeby zbyt optymistycznie nie wyszło. Wiadro ok. 10kg węgla, do tego standardowo ze 2kg resztek z poprzedniego palenia (może mniej, miarkownik lepiej dopala ale i tak zostają), parę kawałków drewna. Taa, Camino idealny nie jest, ale też nie taki zły. Nie tak dawno, gdy nie wiedziałem, że można go tak prosto podrasować i nie poznałem zbyt dogłębnie tematyki kotłów węglowych, byłem zdania, że on się tylko na złom nadaje. Ale teraz widzę, jak bardzo się mylilem :) W komorze kotła przez długi czas jest zupełnie ciemno, a mimo to ciepło daje i smrodu brak. Wizyta w kotłowni dwa razy na dobę, lub częściej, ale to z ciekawości a nie z przymusu. Zajebioza :(
  11. Pierdut! Powracam złożyć raport z postępów. Otóż zainstalowałem miarkownik, jednak Regulusa. Bez spuszczania wody, ciężkie to było doświadczenie, ale dało radę. Teraz wrzuciłem jakieś 12kg węgla dziś o godz. 10.00 rano, odpaliłem, miarkownik nastawiwszy i jest jak widać 23.30, a zasypu jeszcze dobra 1/3 na miejscu, temp. ciągnie 40st. około przy okolicach zera na zewnątrz. Bez miarkownika z tej ilości opału nie dawałem rady dłużej jak 10 -12 godzin, latając co pół godziny machać klapką. Nigdy bym nie przypuszczał, że z tym kotłem może być taki luksus, żeby rozpalić i następną wizytę w kotłowni mieć za 12 godzin. Life's good :(
  12. A, to dobrze. Tylko jest zawsze dylemat zasadniczy: Regulus czy Honeywell. O tym drugim propagandy słyszałem co nie miara, ale nie wiem nadal, czy warto za niego bulić drugie tyle, co za Regulusa. W czym Honeywell lepszy: dokładność, solidność, marka?
  13. Zabieram się za wybór miarkownika, tylko potrzebuję informacji, jaka jest średnica otworu pod miarkownik w tym kotle? U siebie mam jakieś ustrojstwo do miarkownika podobne, które było oryginalne, ale żadnej regulacji nie ma i tylko ustala położenie klapki. Samo w sobie ma to średnicę 2cm, ale jeszcze ze trzy redukcje na to wchodzą, tak że ostatnia ma ok. 4cm. A jakiej średnicy jest sam otwór w korpusie kotła?
  14. Tak, moje "U" jest umyślne i celowe. Nie wiem czemu ludzie podejrzewają inaczej ;) Raczej w piecu nie przewiduję wymyślnych konstrukcji, bo nie tylko ja go obsługuję. Miał będę mieszał z koksem w razie potrzeby. Przy niewielkich ilościach to idzie, gorzej jak próbowałem pół na pół :D Najbardziej pasowałoby mi piec zmniejszyć wymontowując część członów, ale... bawił się ktoś w takie rzeczy z sukcesem? Jakich środków technicznych to wymaga i czy wykonalne chałupniczo? Czy może bardziej się opłaca tył szamotem zamurować? Wydaje mi się, że jednak skrócenie całości byłoby optymalne, o ile możliwe.
  15. Hm, coś nie mogę dojść końca z większą ilością miału. Ale trudno, będę dawał mniejsze ilości. Tymczasem zastanawia mnie jedna sprawa. Mam wersję max pr0 23,7kW, który był montowany z przeznaczeniem do nieocieplonej chałupy i do podgrzewania CWU. Z tym że w międzyczasie chałupa się ociepliła w większej części, wskoczyły nowe okna, a instalacja od CWU nie jest używana - ładnie wygląda, ale trochę nieprzystająca do rzeczywistości, bo to 250-litrowy, zupełnie nieocieplony zbiornik. Ogrzewana powierzchnia to 200m2 x 2,5m wys. + jakieś 50m2 piwnicy gdzie idą nieocieplone rury. Czy 23kW to nie za dużo na takie warunki? Tak mi się zdaje, że coś on przyduży, bo, pomijając trudności z dopaleniem całego zasypu do końca, wystarczy 40st. na piecu by nawet przy mrozie -5 -> -10st. trzymać temp. w domu powyżej 20st. A powyżej zera to już naprawdę trzeba go krótko trzymać, bo inaczej sauna.
  16. Ma kto z Was sprawdzoną metodę na palenie w tym kotle miałem? Tzn. nie samym, ale przy dużej jego zawartości. Właśnie osiągam dno w składziku węgla i mam teraz więcej miału jak węgla. Trzeba jakoś to spalić, tyle że z moimi umiejętnościami obecnymi nie mogę wrzucić za dużo, bo pali się jakby chciało, a nie mogło lub wręcz gaśnie, smrodząc przedtem niemiłosiernie. Dodam, że zapalam od góry. Na hałdę węgla (10 kg) sypię jakies 2kg miału, podpalam i palić się to pali, ale z czasem albo żar idzie bardzo wolno w dół, albo schodzi w dół bokami i zostają zimne rejony z miałem, które potem są podgrzewane żarem od dołu (= siwy dym). Czy bez większych kombinacji można tu z miałem coś lepiej działać, czy inaczej się nie da?
  17. Trochę doświadczeń zebrałem z paleniem od góry. Ładunek dwóch wiader, czyli około 20-25kg starczał na 10-12 godzin grzania przy ~40st. na piecu, 21st. w chałupie i 0-5st. na zewnątrz. Przy czym po wygaszeniu wybierałem jeszcze 3/4 wiadra niespalonego koksu z końcówki pieca. Spróbowałem rady Last Rico :) z wiadomego wątku na forum Muratora odnośnie wepchnięcia szamotu na końcówkę pieca. Palenisko skróciło się o 25cm. Po paru testach muszę przyznać, że to nawet działa. Wrzucam teraz wiadro, czyli jakieś 12-15kg węgla + 2-3 szufelki miału (jakoś muszę go wykorzystać, choć w dużej ilości marnie się pali) i taka ilość sięga prawie pod drzwiczki zasypowe. A spala się to koło 10 godzin, z parametrami jak wcześniej podane. I zostaje popiół + dosłownie 2 garście niedopalonego koksu. Tyle, że nie mam na razie miarkownika, bo trochę się boję go na pełnej instalacji wstawiać (coś może się nie udać i skończę na pełnym zanurzeniu). Zainstaluję jak tylko się da.
  18. Chyba bym się nie odważył. Latem i tak trzeba będzie piec zdemontować, to się przy okazji spróbuje. Obserwacje ze wczoraj: zważyłem tak orientacyjnie wiadro i to jest jakieś 12-15kg maksymalnie (wagę mam tylko kuchenną do 10kg i nie chce mi się tylu węgielków przekładać :]). Wczorajszy przepał był od 17. do co najmniej północy i poszło wiadro + to co w piecu było, czyli może 1/3 wiadra. Przy czym ta resztka co już tam była, znów została i jak zwykle na ruszcie trochę niedopałów. Reasumując, na 7 godzin jakieś 10kg schodzi. Zostająca reszta zasypu tyczy się końcówki pieca. Zawsze zasypuję na równo całą komorę, ale pali się głównie przód, nawet jeśli zapalam z tyłu i na końcu komory zostaje spora resztka nietkniętego paliwa. Czy ja coś źle robię, czy też w tym piecu tak bywa?
  19. Trzeci raz dziś rozpaliłem od góry i trudno to nazwać wprawą, ale za każdym razem się zapala przynajmniej. Kiedyś już próbowałem z rok temu tak odpalić, ale mi zgasło, wściekłem się i olałem sprawę. W kwestii miarkownika: chętnie bym go widział. ale problem to fakt, że trzeba by wpierw spuścić wodę z instalacji. Chociaż... 0,06 MPa na rurze idącej od pieca to chyba nie jest wiele... dałoby radę wykręcić stare i wsadzić miarkownik nim woda wyleci i się przy tym nie utopić, jak i nie zalać całkowicie kotłowni?
  20. Okej, nie kombinuję więc na razie, bo jak zastosuję jakieś sztuczki techniczne, to sam jeden będę musiał ten piec obsługiwać :D . Dodam do podsumowania eksperymentu z rozpaleniem od góry, że wyszło dużo czyściej - normalnie kopci się na starcie i potem nim cała objętość złapie żar oraz przy dosypywaniu, zaś tu tylko karton z początku zadymił, a właściwy opał zapalał się dużo czyściej. Co więcej, przed ekpserymentem wyczyściłem trochę piec i tym razem nie zarósł totalnie sadzą od razu, a nawet smoły nie zaobserwowałem jaka zawsze pojawiała się w świeżo wyczyszczonych miejscach. Czas palenia to było jakieś 10 godzin i po tym czasie czyli koło 23. na piecu było 40st. nadal. Zasyp składał się z 1,5 wiadra węgla, a wiadro to ok. 20-25kg (wiadro po tynku, który ważył 25kg nominalnie, a koks/węgiel kalibru do 5cm, więc coś koło tego). Po wygaśnięciu wybrałem jeszcze jakieś 1/3 wiadra niespalonego koksu. Co mi się dziwne wydaje - z czasem, przy niezmienionym dopływie powietrza, palenisko wygasa, choć opału jest jescze całkiem sporo (na końcu pieca niezapalony nawet zostaje), a popiołu w sumie minimalnie. Czy tak ma być, a może z czasem powinno się częściej przetrząsać ruszt, albo dać więcej powietrza, czy też po prostu dosypać? Tego ostatniego nie robiłem na noc, bo widzę, że z większym załadunkiem łatwo skacze temperatura, gdy się klapkę minimalnie przestawi, a nie będę po nocach za markownik robił...
  21. A więc rozpaliłem od góry. Najpierw węgiel z koksem, potem drewno, drewienko, karton i papier. Mniej było kopcenia i nie tak wybuchowo z początku jak zazwyczaj. Tylko przez godzinę nie mogłem przeskoczyć 35st. na piecu, ale okazało się że to z powodu, iż wystartowały zimowe oszczędności ciepła polegające na zatykaniu wszelkiej wentylacji w domu. Dopiero jak zrobiłem dopływ powietrza, temp. skoczyła konkretnie do 40-45st. Przy okazji widzę, jak dokładnie trzeba klapką sterować, bo milimetrowa różnica otwarcia to już kilka stopni +/- na termometrze. Może miarkownik robiłby to lepiej. Jescze małe pytanko o modowanie tego kotła: czy opłaca się powiedzmy skrócić komorę spalania przez zamurowanie ścianką z cegły szamotowej, jak to tu w temacie ktoś wcześniej prezentował? Jestem noob zupełny, ale wydaje mi się, że gdyby ta sama ilość opału była na mniejszej długości pieca, to większą powierzchnią oddawałaby ciepło do ścian, niż teraz leżąc na ruszcie. Prawda to?
  22. Hym, no spróbuję kiedy od góry zapalić, to napiszę jak idzie. Na razie rozpaliłem raz normalnie i na półtora wiadra koksu z resztkami węgla + parę sztuk drewienek jedzie już 12 godzin, a jeszcze daje radę. Nareszcie manipulacja klapką daje jakieś efekty. Tylko coś temperatury więcej jak 45st. nie mogłem wyciągnąć (choć właściwie taka temp. średnio jest stosowana, bo inaczej w chałupie gorąco). Chyba to wynika z mego braku wprawy w rozpalaniu, bo zwykle chodzę tylko szuflować na gotowe. Za szybko zasypałem na wstępie i nie chciało chwycić żaru, a potem paliła się połowa zasypu, gdy reszta za nic nie chciała. Nawet teraz jak patrzę, to w tylnej częsci została 1/3 niewypalonego zasypu ;)
  23. Dobra, ta górna klapka i tak wygląda na nietykaną nigdy, to i tak zostawię. Co mam rozumieć przez 'cienką warstwę'? Widziałem już róże rzeczy, a w piecu zwykle jest 1/3 nominalnego załadunku, a i to nie na całej długości. Rozumiem, żeby nie dymić, chociaż przy rozpalaniu się nie uniknie, ale to parę minut i przechodzi, jak już ciąg zastartuje właściwy. Tylko, że z tego, co obserwowałem, największa szansa kopcenia jest przy każdym dokładaniu opału. Jak narzucę choćby szuflę nawet na solidny żar, to początkowo jest niezłe zadymienie, nawet mimo podania powietrza. Bywało, że ktoś nieuświadomiony poszedł, zarzucił szuflę, zamknął i tyle, a potem zdziw, że kaloryfery stygną. Wycieczka do kotłowni, a tam opał się ulatnia, zamiast palić. Więc wydaje mi się, że jednak mniej kopcenia jest jeśli nie dokłada się aż tak często.
  24. Trafił się dzień cieplejszy, więc wziąłem się za robotę. Poprawiłem drzwi i wyczystkę uszczelniaczem stosownym, przyheblowałem powierzchnie styku klapki w popielniku - ale tu ideału nie ma, ciągle jest szczelina minimalna od góry przy zawiasach jak patrzeć pod światło, ale niestety nie mam możliwości sobie wytoczyć zawiasów jak z w/w tematu na forum.muratordom.pl by to lepiej uregulować. Ew. pohebluję więcej. Aha, czy klapka w górnych drzwiach też musi ekstremalnie dobrze przylegać? Zajrzałem też na tył. Napakowałem uszczelniacza na taki dekielek w czopuchu, co chyba za wyczystkę robi, bo leżał luźno i dmuchało przezeń odczuwalnie. Uszczelniłem też styk rury prowadzącej do komina z czopuchem pieca, bo w szczelinę nóż wchodził. Czy to normalne w tym piecu, że czopuch kończy się 1-2cm za osią przepustnicy, przez co dalej nie idzie rury nasunąć? Efekt tych moich bojów jest taki, że z tyłu już nie ma wyczuwalnych po przyłożeniu łapy szczelin, jak to było wcześniej. Ogólnie dla testu odpaliłem w pustym piecu kilka stron gazet. Gdy się paliły i zamknąłem wszystkie lufty, zgasły jeszcze przed wypaleniem, więc chyba jest lepiej. Ale to się okaże przy pełniejszym załadunku. Przy okazji zauważyłem, że przez lata gdzieś wyparowała izolacja z górnych drzwi. Czego tam można napchać, jakiejś wełny mineralnej? Teraz jeszcze kwestia - jak palić? Przeczytałem wszystko z w/w tematu, ale tyczył się on drewna. Z instrukcji do kotła wyniosłem tyle, że na max. otwartej klapie rozpala się wstępnie drewnem i ew. węglem. Gdy to się zapali solidnie, narzuca się koksu, a gdy i to się zajmie, przymyka się klapkę i dalej steruje nią tak, aby uzyskać żądaną temperaturę. Czy to cała filozofia? A górnej klapki nie tykać?
  25. Heh, jakoś całe lato się człowiek piecem nie zainteresuje, a weźmie go na modyfikacje akurat jak się już pali i nie bardzo można grzebać... Z obserwacji mam jeden wniosek, że piec zasysa na lewo powietrze skąd się da. Mogę zamknąć klapkę całkiem, a i tak będzie się paliło. Słychać tylko jak gdzieś w paru miejscach zaciąga powietrze, w tym na pewno gdzieś z tyłu pieca. W drzwiach wyheblowane zawiasy, bo miały parę mm luzu, jednak podłożenie podkładek tu i ówdzie pomogło. Z uszczelnianiem muszę poczekać aż będzie przestój, czyli jak ciut cieplej się zrobi. Jeśli chodzi o miarkownik, to na razie nie widzę i tak możliwości jego zamontowania, bo trzeba by spuszczać wodę z całej instalacji. Co do tego kawałka blachy na ośce w czopuchu - wymacałem, że chyba jest na miejscu, poza tym jego przymknięcie daje efekt, więc raczej jest w porządku. Pytanie tylko, jak się tym steruje? Obecnie ta przepustnica jest zablokowana w położeniu prawie poziomym, tak żeby się nie zamknęło, jak ktoś tupnie w pobliżu pieca. Czy jest jakaś norma, jak to powinno być ustawiane, albo czym się kierować w tej sprawie, jeśli robi się to na oko?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Używając tej strony zgadzasz się na Polityka prywatności.