Do majster1:
W większości się całkiem zgadzam, ale z jednym wyjątkiem. Myślę, że warunki do dobrego dopalania da się również zrobić w urządzeniu małej mocy. Prawdopodobnie powyżej 5kW jest już ok. Dlatego właśnie zająłem się tym tematem. To jest masa pracy, żeby doprowadzić taki pomysł do działającego rozwiązania, ale wszystko wskazuje, że się da. Dokładnie "cokolwiek co da się spalić, a z komina CO2 i woda". SO2 się w domu nie usunie, to byłyby już większe koszty, ale smrody węglowe można do zera. Piece nie są tanie, czujnik lambda niektóre już mają, więc to jest w zasięgu możliwości finansowych. Tak, jak napisałem na swojej stronie, to nie jest rzecz dla wszystkich, nie każdy potrzebuje, jak ktoś ma więcej pieniędzy to założy ogrzewanie gazowe. Ale wygląda, że się da i z tej wiedzy mogliby może wszyscy skorzystać.
Spalarnie mają faktycznie inne uwarunkowania. Raz, że rozmiar. Turbulentne spalanie zachodzi w całej objętości i stygnięciem na brzegach nie muszą się tak przejmować. A dwa, że superfiltry muszą i tak stosować ze względu na możliwe zanieczyszczenia nieorganiczne typu metale ciężkie.
Ale warunki, w których węglowodory i sadza nie mają szansy przetrwać, da się zrobić w zwykłym piecu, bo to jest temperatura i tlen. O FLOX napisałem stronkę, bo ten typ spalania pokazuje, że te wzory z książek i artykułów faktycznie działają i jak jest tlen i temperatura, to nie jest ważne, czy widać, że się coś pali czy nie, spalanie i tak zachodzi. I też myślałem, że to nie ma bezpośredniego związku ze spalaniem węgla, aż pewien znajomy zrobił taką konstrukcję (filmik zapętlony):
To była jedna z jego wcześniejszych konstrukcji, do którego dołożył palnik wg. tego co napisałem na stronie piec-zero.tk. Dla osób, które nie miały czasu spojrzeć na bloga - to się pali polski węgiel z gatunku smoła w kominie. Widać że się robią takie żółte wtrącenia w płomieniu. To się robi z tych węgielków, które wypadły do rury palnika i gazują, ale nie wychodzi z nich bezpośrednio. Bardzo przypomina żółte wtrącenia w spalaniu bezpłomieniowym. Moje rozumienie jest takie, że lokalnie reakcja spalania przekracza próg potencjału do wzbudzenia, przyśpiesza, rośnie temperatura i robi się żółta sadza, ale wyczerpuje się tlen i za ułamek sekundy to wtrącenie gaśnie i stygnie. Z tych żółtych wtrąceń płatki sadzy lecą. Takie przyśpieszenie reakcji spalania normalnie nazywamy zapłonem. Więc mówiąc bardziej ludzkim językiem: zapala się na moment żółty płomyk, ale nie ma warunków i zaraz gaśnie. Tylko jeżeli się zapala, to jak nazwać ten bladoniebieski stan przed zapaleniem? Generalnie jest to płomień premiksowany, ale taki podobny do bezpłomieniowego. Znajomy mówił, że jak się te węgielki wygazowały, to za bardzo nie było widać, że się coś pali, tylko rura czerwona.
Jeżeli się szamot robi czerwony, to jest super. Jeszcze potrzeba, żeby pojemność tego czerwonego obszaru była wystarczająca, żeby płomień nie wypływał poza ciepły obszar. Jak końcówki płomieni gasną otoczone zimną stalą, to z tego stygnięcia właśnie robią się zanieczyszczenia.