U mnie np. było to tak (instalacja grawitacyjna wykonana na początku lat 70., z grzejnikami żeliwnymi i kotłem c.o. 25 kW usytuowanym poniżej nich w piwnicy):
Główna rura zasilająca wychodząca z pieca oraz główna rura powrotu do kotła miały rozmiar 2 cali. Końcówka górna tej rury zasilającej była wspawana do kawałka bardzo grubej rury usytuowanej poziomo (zamkniętej z obydwu stron), pełniącej jakby funkcję prostego rozdzielacza na poszczególne piony (podobnie było z rurami powrotu idącymi z poszczególnych pionów). Rury wychodzące z tego "rozdzielacza" na piony miały po 1,5 cala w piwnicy (biegły poziomo pod sufitem), a w pokojach były zestopniowane do 1 cala. Mniej więcej w połowie ściany nastąpiło ich rozgałęzienie - na rury 3/4 cala idące bezpośrednio do grzejników (boczne i do góry) o ilości żeberek większej niż 10 albo do miejsc, gdzie trzeba było zastosować większą liczbę kolanek i zagięć. Do kaloryferów mniejszych, mających mniej niż 10 żeberek, podłączone były rury półcalowe.
Tyle na ten temat. Dodam, że była to instalacja wykonana bez projektów i skomplikowanych obliczeń. A całość działała bardzo sprawnie, choć nagrzewała się długo, bo ok. 2 godzin, ale dla tego typu instalacji to chyba standard. Nie było problemów z niedogrzewaniem, może w przypadku dwóch grzejników, które z czasem się zapowietrzyły. Dziś z sentymentem to wspominam, zwłaszcza kiedy muszę się męczyć z niesprawnymi UPS-ami i bać się o przerwy w dostawie prądu.
Dodam, że widziałem instalacje grawitacyjne, które sprawnie działały również na mniejszych przekrojach (1,5 cala rury zasilania i powrotu z pieca, 28 mm piony i 15 mm grzejniki stalowe). Ale ponieważ każda instalacja jest przeważnie inna, to parametry musi dobrać zawsze fachowiec.