Skocz do zawartości

bubble

Stały forumowicz
  • Postów

    135
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Ostatnie wizyty

5 505 wyświetleń profilu

Osiągnięcia bubble

Współtwórca

Współtwórca (7/14)

  • Pierwszy post
  • Współtwórca
  • Starter dyskusji
  • Tydzień pierwszy zaliczony
  • Miesiąc później

Najnowsze odznaki

2

Reputacja

  1. Na próbach Wieczorek u mnie się sklejał :-( Dziwne z tym Piastem wszędzie piszą, że nie powinien się sklejać (typ 31.2), może jakiś oszukany był?
  2. A jednak, to nie bufor. Powrót z bufora ma 27 stopni, a przy podmieszaniu do 55 kocioł czasami szumi. Nie są to też opłomki, bo one dostawały czasem 300 stopni przy rozpalaniu albo dokładaniu i nigdy nie szumiały. Wygląda na to, że jednak gęstszy żar rozdmuchany mocniej daje taki efekt. Szkoda. Producent zalecał zejście z temp. powrotu na 40 stopni. Nie jest to kocioł do wysokiego ładowania bufora.
  3. Dzięki za opis spojlera. Tą "dziurę w żarze" podałem jako przykład na to, że bufor nie poprawi budowy kotła, za to ułatwi eksperymenty i zwiększy elastyczność w wykorzystaniu ciepła ;-) U mnie komora załadowcza wcale nie jest tak szałowo większa. Już nie pamiętam dokładnie, ale jakoś 22x25x90cm. Niestety kawałki drewna bardzo krótkie, palenie w pionie nie ma sensu. Podam wymiary po świętach. Bufor pozwala w domu utrzymywać cały czas stałą temp. u mnie około 20 stopni, to dosyć komfortowe i chyba ekonomiczne rozwiązanie. Nie ma skoków z 18 do 24. Emus dziękuję za wyjaśnienie, byłem przekonany, że twój kocioł przepalił się na dole pierwszej przegrody od strony żaru. U mnie woda nie gotuje się w opłomkach. Słychać szum z tyłu, w okolicach powrotu. Kojarzę to z podnoszeniem się żaru w komorze spalania. Czasem jakiś większy kawałek drewna "przytuli" się do pierwszej przegrody albo tuż nad drzwiczkami rusztowymi i tam się dosyć mocno spala razem ze smołą i wtedy pojawia się szum. Mam podgląd przez dziurkę w klapie załadowczej. Mam krótki obieg z termostatem regulującym temperaturę powrotu. Do tej pory 50 stopni to było maksimum, na kotle 65-70. Teraz przy mrozie -5 -10 ustawiłem 55, kocioł zaczął osiągać 75-80 stopni bez szumu. Wszystko było fajnie, aż mróz minął i dzisiaj szum, bulgoty i praca odpowietrzników. Tyle, że dzisiaj jest -1. Wstępnie doszedłem do wniosku, że kocioł przy mrozie potrzebuje "więcej się napracować", żeby podgrzać powrót, lepszy odbiór ciepła skutkuje brakiem szumu. Hmmm tylko co z buforem? Przecież to dużo zimnej wody, tylko wygląda na to, że woda płynąca z kotła nie zdąży się wymieszać i do kotła wraca zbyt ciepła. Kiedyś już o tym myślałem, teraz założyłem czujnik temperatury na powrocie z bufora, jeszcze przed krótkim obiegiem i przed powrotem z kaloryferów. Teoretycznie przy ładowaniu na dole bufora mam 30-35 stopni, ale strumień "ciągnięty" z kotła pewnie będzie dużo cieplejszy. Prawdopodobnie trzeba będzie jakoś spowolnić przepływ. Już tak kiedyś robiłem, ale teraz konkretnie pomierzę temperaturę. W sumie i tak dobrze, bo przy dużym mrozie mogę ładować "wyżej" i być może pozostanę przy jednym rozpalaniu na dobę przez prawie cały sezon. Wesołych Świąt.
  4. Wymiary będę mógł podać dopiero przy czyszczeniu kotła, pewnie jakoś po świętach. Bufor niestety nie usuwa wad kotła. Przede wszystkim pozwala palić bez "przymykania", ale i tak opał jest bardzo niejednorodny i samo ciągłe podanie powietrza nie rozwiązuje problemu. Czasem wypali się środek, po bokach zostają dwa kawałki drewna i kocioł chłodzi się powietrzem. Właśnie cała sztuka z tym utrzymaniem żaru i temperatury. Bardzo pomagają np. dwie płytki szamotowe zasłaniające płasko 2/3 rusztu (położone bliżej drzwiczek). Jednak wtedy trzeba codziennie wygarniać popiół. Po utworzeniu warstwy żaru można faktycznie na jakiś czas zmniejszyć podawanie powietrza, ale jak "nadleci" większy kawałek drewna, to robi się zadyma i smoła, więc już chyba lepiej dawać non stop trochę więcej powietrza. U mnie jest bardzo dobry termometr w czopuchu. Komin optymalnie ciągnie przy 200 stopniach. Tak jak piszesz długi wymiennik bardzo obciąża i tak kiepski komin, dlatego teraz rzadko czyszczę kocioł, żeby mieć cieplejsze spaliny. Po czyszczeniu 170-180 stopni, przed 200-230 stopni. Może to głupie, ale działa. Wentylator wyciągowy pewnie byłby rozwiązaniem, ale to następny koszt i kłopot. Instalacja przy buforze jest dosyć skomplikowana. W tej chwili woda na kaloryfery idzie zawsze z bufora przez zawór 3D z siłownikiem i pogodówką, a kocioł ładuje tylko bufor (z krótkim obiegiem i ochroną powrotu). Jeżeli grzejesz kaloryfery z kotła, a ponad pewną temperaturę na kotłe ładujesz bufor, to powstają wahania na kaloryferach (3D musi robić spore korekty co kilka minut). Bufor mam 1100 l. Dom jest średnio ocieplony (okna ok, strych i dach ocieplone, ale ściany "dziurawe"), około 100 m2. Ważne jest przewymiarowanie kaloryferów. U mnie 40 stopni jest potrzebne dopiero poniżej zera. Na buforze liczy się "delta" tzn. załadowany na 60 stopni przy -2 na zewnątrz ma "deltę" 20 stopni, bo na kaloryfery potrzeba około 40 stopni dla utrzymania w domu 20 stopni (tak jest u mnie). Można dać większe kaloryfery i oczywiście większy bufor. U mnie 2000 l powinno załatwić sprawę. Ludzie ładują bufory na 90 stopni, dużo więcej energii, ale są też straty, i nie każdy kocioł to potrafi (mój nie). W lato ładowanie bufora to jeden zasobnik drewna, ale to nie jest ładowanie od zera. Bufor ma zawsze dosyć ciepłą wodę, ponad 30 stopni. Ja nie chcę go ładować powyżej 60-70, bo 1. kocioł nie daje rady z powrotem cieplejszym niż 50 stopni 2. bufor ma kiepskie ocieplenie i generuje duże straty (w lato z 10 stopni w dół na dobę bez używania) 3. heso radził nie rozgrzewać kotła nad miarę, żeby zachować zysk na różnicy temp. spalin i wody w kotle. Obrazowo napiszę, że do około 0 stopni na zewnątrz wystarcza jedno palenie na dobę (czasem z dorzucaniem). Poniżej 0 trzeba już myśleć o dwóch paleniach lub wydłużać palenie (dorzucać po przerwie, zanim żar zniknie itp.) Warto wrzucić do bufora wężownicę CWU, bo bojler to następna komplikacja instalacji. W lato woda na 3 dni powinna być. Cóż jeszcze dodać. Producent daje kocioł trochę zubożony, trzeba więcej szamotu dorzeźbić samemu. Tyle, że w oryginale są dużo mniejsze wymagania wobec komina. Coś za coś. Idealnie by było, gdyby była fabryczna szamotka nad palnikiem. Teraz to miejsce na bank się przepali, tak jak w starym hefie emusa. Tam najczęściej syczy woda. Tam też przepływają spaliny z górnych warstw odgazowującego opału. I myślę, że tam jest najlepsze miejsce na początek dopalania. Próby z takim pełnym palnikiem wypadły rewelacyjnie, ale jak już pisałem mam na to za mało miejsca, potrzeba bardzo krótkich kawałków drewna. Przy aktualnym paleniu przez większość czasu mam "parę oderwaną od komina", czyli lepiej niż na starych zdjęciach. Drewno nie za dobrze wysuszone, więc pary sporo. Przepraszam za chaos i ilość tekstu, ale ostatnio zupełnie brak czasu, więc wolałem napisać tak "na brudno". Ogólnie jestem już mocno znużony kolejnymi sezonami grzewczymi i idę na kompromisy. Trochę dymu i sadzy jest do zaakceptowania pod warunkiem stabilnej pracy kotła, podkreślam _trochę_ ;-) Sony23 jeżeli masz pytania, to pisz, postaram się odpowiadać, ale potrzeba mi na to więcej czasu (o sprawdzeniu wymiarów pamiętam...) Nie pamiętam jaki Ty masz kocioł? Pozdrawiam.
  5. Postaram się odpowiedzieć bardziej szczegółowo, ale dopiero wtorek/środa i na raty. Tym bardziej, że bardzo dużo spraw poruszyłeś :-) Bardzo się cieszę, że będziemy mogli podzielić się doświadczeniem. Tymczasem na szybko: jeśli chodzi o węgiel, to dokładnie tak jak opisałeś. Prawdopodobnie trzymanie dużego ciągu non stop by pomogło, ale ten kocioł szybko podgotowuje wodę, gdy ma żar węglowy tuż nad palnikiem. U mnie najlepszym wyjściem była cegiełka szamotowa nad palnikiem (tzn. zakrycie części pierwszej przegrody jeszcze w komorze załadowczej) i wstawienie pionowego rusztu tak, żeby węgiel spalał się w cienkiej "warstwie pionowej". Cienkiej tzn. około 15 cm (tak na oko 1/2 do 2/3 długości paleniska). Niestety w takim wąskim gardle węgiel często zawisa a z racji braku wsparcia fabrycznego rozpalanie jest bardzo niewygodne. Paliłem tak też zrębkę, ale powstaje tak "gęsty" żar, że komin ma kłopot z pociągnięciem powietrza i lubi walnąć na kotłownię. Do przeczytania.
  6. Kocioł sprawuje się dobrze. Wróciłem do swojej wersji "palnika", ograniczyłem znacznie dopływ powietrza pod rusz, główne powietrze zasuwa przez pionowy ruszt "wzdłuż opału". Grzeję bufor, więc spalanie na zawsze uchylonej klapce. Temperatura spalin na czystym kotle 180-200 stopni, na brudnym 230-250. W pierwszym i drugim kanale wymiennika jest głównie pył, w trzecim więcej zabrudzeń. Drewno pali się bardzo dobrze, musi być tylko dobrze docięte, żeby nie wisiało (kłania się kiepskie przyspawanie przedłużenia zasypu, są krawędzie i tam lubi się zawiesić). Samej zrębki, czy trocin nie odważyłbym się w tym kotle spalać. W przypadku mojego niezbyt mocnego komina robi się wybuchowo w kierunku kotłowni i zadyma na kominie. Również węgiel nie sprawdził się jako opał w przypadku tego kotła we współpracy z moim kominem. Można kombinować z dodatkowym pionowym rusztem i wtedy jest ok, ale jest to niewygodne. Inaczej węgiel pali się wolno i kiepsko. Być może źle go rozpalam, może trzeba trochę ostrzej, ale póki co odeszła mi ochota na eksperymenty, szczególnie, że drewno idzie bardzo dobrze. Największą wadą dla mnie pozostaje brak płytki szamotowej nad palnikiem, zamiast płaszcza wodnego, który w tym miejscu się czasem podgotowuje. Po dodaniu tutaj szamotu spalanie robi się hiper czyste już od pierwszych minut po rozpaleniu. Niestety bez fabrycznego wsparcia płytka w tym miejscu bardzo psuje kształt komory i wiesza drewno. Aha opał pali się "w górę", tzn. nie tylko w okolicy palnika i wygląda na to, że tak ma być. Grunt, żeby na ruszcie "stał" żar. Myślę, że po porządnym rozgrzaniu fabrycznych szamotów + moich małych dodatków, można zmniejszyć ilość powietrza i nie powinno być dymienia, za to dłuższe spalanie. U mnie zasyp idzie w 5h, ale "bezprzerwowo". Producent/serwis przyjeżdża bez problemu w przypadku kłopotów. Do mnie przyjechali kawał drogi po prostu na instruktaż, bo miałem stracha przy pewnych zachowaniach kotła (dudnienie powietrza, cofki itp.) Podsumowując: kocioł ma potencjał, szczególnie do drewna. Myślę jednak, że parę szczegółów warto dopracować.
  7. Dziękuję za uwagę, ale temat jest już baaaaaardzo nieaktualny ;-) Spójrz na datę. Kocioł już opuścił moją kotłownię ;-) Pozdrawiam.
  8. def ja tam śledzę Twoje wypowiedzi i rozmyślam, ale nic mądrego do pisania nie mam, stąd brak reakcji. Ale skoro nalegasz :rolleyes: Zmniejszenie mocy: 1. Zmniejszenie ilości jednocześnie palącego się opału (zmniejszenie paleniska? np. szamot do wysokości żaru) 2. Zmniejszenie przekroju palnika (mniej gazów z pkt. 1., więc mniejsza "dziura", żeby w miarę szybko zasuwały i mieszały się z powietrzem) 3. Zmniejszenie powierzchni odbioru ciepła (zasłonięcie, odizolowanie części wymiennika). Wszystko to trzeba robić tak, żeby zachować temperaturę spalin potrzebną naszemu kominowi do "uciągnięcia" kotła i do "bycia suchym". Trzeba też robić tak, żeby było wygodnie i nie trzeba było ciągle myśleć i wymyślać, bo ile można :P Generalnie każdy system ma swoje wymagania. Komin, kocioł, okresowe zapotrzebowanie na ciepło itp. Obawiam się, że wyszło mi masło maślane. Pozdrawiam.
  9. Obserwuję dalej kocioł i widzę, że jego ulubionym zajęciem jest palenie z temperaturą spalin 90-120 stopni. Dymu mało (biały, rzadki - pewnie w większości para), praca stabilna (nadal z moim pseudo palnikiem, ale to chyba bez większego znaczenia?). Takie palenie powinno dać długi czas między uzupełnieniami paliwa i małe zużycie. Z drugiej strony słabo wysezonowane drewno utopi komin przy tej temperaturze spalin.
  10. Smoła w komorze załadowczej, to raczej mały problem - z czasem spływa i się dopala. Faktycznie bez przewietrzenia lub zablokowania górnej części zasypu trudno ją wyeliminować. Pisząc o szamocie i zmniejszeniu mocy myślałem o podniesieniu temperatury spalin i poratowaniu w ten sposób komina i być może wymiennika.
  11. W wersji 2-20 (jeśli się nie mylę) w komorze paleniska są po bokach kształtki szamotowe. Przestrzeń pod pierwszą przegrodą też jest otoczona szamotem i wygląda na bardzo przyzwoity palnik. Szkoda, że tu tego nie ma, bo myślę, że było by dużo łatwiej spalić mokre drewno z większą temperaturą spalin bez moczenia komina. Sam to ćwiczę u siebie w Arciszu (chociaż drewno już mam dosuszone). Taki zabieg zmniejsza moc (szczególnie obłożenie paleniska szamotem), ale korzyści mogą być dużo ważniejsze. Pozdrawiam.
  12. tomek66 jeszcze trochę za wcześnie na legitymację klubową. Dużo zależy od sposobu ułożenia opału. Staram się robić tak jak heso: na spód węgiel na wierzch drewnopochodne. Jeszcze nie opanowałem rozpalania tego węgla na spodzie - czasem mocniej zadymi. Potem jak węgiel się rozżarzy, to jest super. Przy okazji dorobiłem ogranicznik uchylenia klapki. Przypiąłem miarkownik drugim łańcuszkiem na stałe do kotła.
  13. Myślę, że każdy dolniak w początkowej fazie rozpalania zachowuje się w małej objętości jak górniak. Po prostu w pewnym obszarze pali się gwałtownie wszystko na raz, otoczenie jest zimne i nie ma jeszcze żaru. Im krótsza pierwsza przegroda tym dłużej to będzie trwało i tym dłużej będzie trwało "brzydkie spalanie". Z drugiej strony im dłuższa ta przegroda tym trudniej kominowi "pociągnąć" spaliny, ale łatwiej też o "ładne spalanie" w wyższej temperaturze. U siebie w tej chwili zostawiłem 8 cm wysokości i chyba 20 cm szerokości. Pali się genialnie, ale obawiam się czy ciąg zostanie zachowany w cieplejsze i wilgotniejsze dni. To czy palenie jest górne, czy dolne zależy chyba od położenia żaru i kierunku przemieszczania się spalin względem złoża opału.
  14. Trzeci dzień jadę na prowizorycznym palniku i na razie jest świetnie. Na kominie głównie para. Od dzisiaj z miarkownikiem. Dostroiłem go tak, że praktycznie stoi w miejscu. Ma służyć tylko do awaryjnego zamknięcia, ewentualnie do minimalnych korekt (1mm w dół lub w górę). Może dołączę do zadowolonych?
  15. Witam, Na fabrycznym rozwiązaniu nie doszedłem do lepszych rezultatów. Będę to jeszcze konsultował z producentem. Tymczasem zrobiłem palnik podobny do tego co ma ramzeus (jeśli nie pomyliłem) i do tego co jest w Kalvis-2 tzn. Obudowałem "okno" palnika szamotem, zaślepiłem ruszt za "oknem" palnika, dołożyłem szamot po bokach paleniska. Szczerze mówiąc zamawiając ten kocioł byłem przekonany, że takie elementy już tam są. Efekt: Pali się bardzo dobrze, stabilnie, płomień jasny, chwilami przezroczysty, na kominie tylko "oderwana" para, temperatura spalin 150-180 stopni, jak opał trochę zwiśnie to 120. Najlepiej idzie mieszanka drewno z małą dawką węgla (orzech 2). Wady: Bardzo łatwo o zadymienie kotłowni przy otwieraniu górnej klapy. Można zaliczyć też wybuch. Trzeba czekać aż zostaje sam żar w szamocie i w miarę sprawnie narzucić pierwszą warstwę, lepiej bez węgla. Tu wychodzi brak klapki skracającej drogę spalin w kotle, nie chodzi mi o klapkę w komorze załadunkowej, ale o klapkę, która np. odcina dwa końcowe ciągi. Druga sprawa to szum/syk wody - myślę, że gotuje się tam, gdzie przepalił się hef emusa. W tym miejscu (ściana tuż nad palnikiem) powinien być szamot (tak jest w Kalvisie). Nie mogę niestety niżej opuścić górnej części "okna" palnika, więc tak zostanie. Nie jest jakoś bardzo głośno, szumi tylko jak poleci tam węgiel. Co dalej: chciałbym się zaopatrzyć w jakąś zaprawę żaroodporną i odlać porządnie poszczególne elementy palnika. Muszę też rozbroić miarkownik i jakoś wyczyścić, bo "przysypia" w ustalonej pozycji, jak się go ruszy ręką to widać, że dawno powinien być kilka milimetrów wyżej albo niżej. Przy obecnym palniku palę z uchyloną na stałe klapką, ale przy wyjściu z domu muszę zapinać miarkownik. Pozdrawiam.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Używając tej strony zgadzasz się na Polityka prywatności.