Pytanie trochę przewrotne. Właśnie wróciłem ze spotkania w domu zbudowanym wg prawideł wiejskich. Standard pospolity: ciepłe ściany, jakoś docieplony strop, wentylacja grawitacyjna, brak wiatrołapu, okna pozamykane, na zewnątrz 30 +, w budynku 25 - 27. Żyć się nie da. Wróciłem do siebie i szok - temperatura wewnątrz 22 stopnie. Ściany docieplone, w dachu 20 cm styropianu, na podłodze goły beton, wentylacja grawitacyjna, okna zamknięte bo alert burzowy.
I tera pytanie: czy w dobie takich zmian klimatycznych jest w dalszym ciągu sens odcinania się od naturalnego źródła chłodzenia? Czy komfort termiczny latem wart jest wyższych rachunków w sezonie grzewczym?
A tak na boku, to byłem kiedyś (w fazie koncepcji) skłonny wykombinować demontowalne ocieplenie podłogi 😄
Czy ktoś ma podobne dylematy, czy tylko ja szukam dziury w całym?