A ja się chciałem zapytać o taką rzecz.
Mam sobie bufor 1000L, laddomat oraz instalację z grzejnikami podłączoną przez zawór mieszający. Na grzejnikach zwykle 45-55°C, w buforze od 70 do 95, zależy ile węgla wrzucę.
Obecnie palę w starym nieszczelnym kotle ze złomu, górno-dolnym. Kocioł bylejaki, ale daje radę zagrzać bufor w 1.5h. Wiadomo, że po chwili rozpala się cały zasyp, co akurat tutaj jest nawet zaletą, bo szybko wzrasta moc. Ale nie o to mi chodzi.
Problem jest w tym, że grzejniki wykańczają wodę w buforze w jakieś 6-8h. Tzn, np. z 80°C spada do 40, a wiadomo że przy 40 grzejniki już niebardzo grzeją. I teraz co zrobić, żeby nie musieć latać do kotłowni co 6h i rozpalać w piecu i siedzieć i pilnować. Tylko żeby wejść, dorzucić węgla i iść z powrotem?
Jakby tak kupić tego MPM DS o mocy 8-10kW, albo 12-14 z wkładką i ustawić miarkownik ciągu na 80°C. Dopóki się zbiornik nie nagrzeje to klapka będzie otwarta, a po nagrzaniu przymknie się, aż grzejniki trochę nie rozładują zbiornika i wtedy kocioł zaś podgrzeje itd. Chodzi o to, żeby nie musieć za każdym razem rozpalać.
Czy to będzie działać? i czy ma sens...