Witam forumowiczów!
Mieszkam w starej, dwupiętrowej kamienicy na drugim piętrze. Mieszkanie zostało "zaadaptowane" przez poprzednich właścicieli z pomieszczeń gospodarczych, niestety bardzo niedbale. Większość niedogodności udało się poprawić, została kwestia ogrzewania. Mieszkanie (60 m kw.) jest ogrzewane tzw. etażowym CO na węgiel. Kocioł jest usytuowany w łazience, podłączony do kanału, do którego podłączony jest jeszcze jeden lokator (też kocioł CO, ale w piwnicy - trzy kondygnacje niżej). Kiedyś podobno można było tak robić, teraz już nie, ale nie mam wyjścia... W łazience są tylko 3 kanały - dwa zajmuje drugi lokator (na kocioł gazowy i wentylację). Zostaje ten trzeci, wspólny kanał. Dodatkowo w naszej łazience nie ma wentylacji, ale jest okno, praktycznie cały czas uchylone. Obieg CO zamknięty (niestety) z pompką.
Do tej zimy mieliśmy prościutki kociołek (chyba "rękodzieło") i pomimo tych nieprawidłowości wszystko działało bez problemu. Wracamy do domu dośc późno. Rozpalałam w 10 min, po nastepnych 15 min. dokładałam "do pełna", tzn. jakieś pół wiaderka węgla ;), zamykałam dolne drzwiczki i po ok. 40 min. od rozpalenia miałam na kotle stabilne 60 stopni. Jedyny problem - trzeba było pilnować na wypadek braku prądu, żeby temperatura nie podskoczyła.
W tym roku stary kocioł zakończył żywot, zakupiliśmy kociołek "Ogniwo Biecz S7WC-8". I się zaczęło... Każde rozpalanie to prawdziwa walka. Pali się słabo, jakby nie było ciągu, dusi, dymi, przygasa, juz dwa razy udało mi się tak zadymić mieszkanie, że parę dni nie mogłam pozbyć się smrodu. Po 2 godzinach (przy dobrych układach) na kotle wreszcie mam 50 stopni. Od tego momentu właściwie jest ok, tylko przy dokładaniu czasem dymi a czasem nie, nie wiem od czego to zależy. (wiem jak należy otwierać drzwiczki zasypowe). Komin świeżo wyczyszony, te śmieszne szczelinki odprowadzające dym też. Nie sprawdzałam czopucha, ale palimy dopiero 3 tygodnie (a raczej usiłujemy i to nie codziennie), więc chyba jeszcze nie zdążył się zapchać. Najłatwiej powiedzieć, że to wina wspólnego komina, albo komin za wąski, za niski itd. Ale korzystaliśmy z tego samego rozwiązania 16 lat i nie było najmniejszego problemu z ciągiem... Albo więc kocioł się do nas nie nadaje, albo nie potrafimy w nim rozpalić. Mam nadzieję, że to drugie...
Trochę juz poczytałam na tym forum, ale mam masę pytań:
- czy w takim kotle można spróbować palić od góry, wydaje się że tak, ale dotąd (przy tradycyjnym rozpalaniu) otwarcie okienka w drzwiczkach zasypowych powodowało, że się przez nie dymiło, boję się też, że będzie to trwało jeszcze dłużej...
- skąd brać karton i szczapki na rozpałkę (w starym kotle rozpalało się 1 gazetą i 4 kawałkami drewna)
- węgiel -orzech - mamy jeszcze z zeszłego roku, jest kaloryczny, ale faktycznie ciężko się palił, musimy dokupić - jak znaleźć dobry - tzn. "łatwopalny"
Nie chodzi mi o najtańsze rozwiązanie. Gdyby to było możliwe, zastosowalibyśmy kocioł gazowy. Rozpałka i paliwo może być droższe, byle się dobrze i możliwie szybko rozpaliło. Ewentulanie może ktos wie, czy da się coś rozwiązać w kwestii komina (dobudować?) nie przerabiając całej kamienicy i nie ciągnąc komina od piwnicy nad dach (nad nami jest jeszcze strych).
Starałam się najpierw poczytać, żeby nie było, że idę na łatwiznę, ale to temat rzeka, a zima się zbliża, więc za każdą radę będę bardzo wdzięczna. Pozdrawiam