Witam,
U mnie pojawił się ostatnio podobny problem i próbuję znaleźć jego przyczynę. Ale opiszę sprawę od początku:
W związku ze zmianą konstrukcji dachu musiałem podwyższyć komin - urósł z ok. 9,5 m do 13 m. Zgodnie z prawami fizyki (chyba że się mylę) ciąg w wyższym kominie powinien być lepszy i tak też było (zaznaczam czas przeszły!). Zaraz po zakończeniu remontu przez pierwsze dni palenia (może ok. 2 tygodni) piec śmigał aż miło. Miałem nawet pewne obawy czy ciąg nie jest za mocny. Kilka dni temu zaczęły się jednak problemy. Przy pełnym otwarciu pieca pali się rewelacyjnie ale przy lekkim przymknięciu - miarkownik ustawiony na 60o ciąg stopniowo się traci aż do prawie całkowitego wygaszenia pieca. Sytuacja z dzisiaj: rano przed wyjściem do pracy załadowałem piec jak zwykle prawie do pełna, "rozkręciłem" do ok 60-65o, miarkownik ustawiłem na 60o i wyszedłem do pracy (palę tak od 4 sezonów i zawsze się sprawdzało). Po powrocie do domu po 11-12 godz. zazwyczaj na piecu było ok. 50-55o a na ruszcie resztki dopalającego się żaru. Dzisiaj na piecu było ledwie 35o a po otwarciu komory zasypowej jakież było moje zdziwienie jak zobaczyłem prawie taką samą ilość wkładu jaką zasypałem rano ledwo nadpaloną a jeszcze większe zdziwienie na mojej twarzy pojawiło się gdy jakieś 30 sekund po otwarciu klapki na max w piecu zaczęło się palić tak mocno że aż dudniało w kotłowni.
Wyprzedzając część Waszych sugestii: piec wyczyściełm 5 dni temu do gołej blachy, czopuch czyściutki, komin czyszczony po zakończeniu remontu (ok. 4 tygodni temu) sprawdzałem lusterkiem przez wyczystkę i jest OK.
Palę w dolniaku HEF-a (moim zdaniem jest rewelacyjny), paliwo - węgiel orzech + wszelkiego rodzaju odpady drewniane (po remoncie sporo mi tego zostało).
Co Waszym zdaniem może być przyczyną takiego zachowania pieca?