Ok.
Palenie odbywa się codziennie.
Otwieram dolne drzwiczki(a właściwie środkowe - niżej jest popielnik), daje na ruszt papier a na papier drobne drewionka.
I te dolne są cały czas otworzone w tym czasie. jak się troche zapalą te drobne to wkładam troche grubsze.
I w końcu dochodzi do tego że palą się dosyć duże drewna, wtedy biore kawałek kartonu robie z niego takie prowizoryczne pudełko i na to pudełko daje drobny węgiel.
I to pudełko kłade na te drewna na góre. Wtedy zamykam drzwiczki włączam dmuchawe (tryb ręczny sterownika).
Potem jak sie ten węgiel zapali i jest już więcej stopni to dosypuje węgla i przełączam na tryb automatyczny.
Nie tylko ja pale w tym piecu ale wszyscy robią to w miare podobnie.
Aha - moze oprócz jednej osoby która jest niezbyt inteligentna i zdarza jej się zdusić piec na wiele godzin, ładuje go po brzeg nawet kiedy prawie nie ma ognia.
Wczoraj kiedy prawie się nie paliło ta osoba wypełniła cały piec węglem i rozsadziło tą pokrywe na górze i wydobywał się z niej ogień - dobrze że dom się nie spalił, ale kable przy sterowniku itp. popalone. Garaż był pełny dymu czarnego, wywietrzył się po kilku godzinach.
Ale nawet wcześniej i wtedy kiedy ta osoba nic z piecem nie robiła też się tak działo że wybuchał ogień.