Dokładnie tak.
Może podpowiecie co robię nie tak przy rozpalaniu, bo już sam nie wiem. Układając drewno w kotle wrzucam na dno papier, rozdrobniony karton, szczapki sosnowe i zrębki z rębaka (mam 2 noże na wale, więc są to w większości kawałki 10-15 cm), później drobniejsze kawałki na przemian z grubszymi i odpalam palnikiem przez dyszę, przy uchylonych delikatnie drzwiach komory załadunkowej. W miarę szybko się to rozpala i w przeciągu minuty uruchamiam funkcję rozpalania, zamykam drzwi i otwieram zasuwki powietrza. Przez chwilę ładnie ciągnie ogień, a po chwili koniec. Dopiero po jakimś czasie (czasami koło godziny) zaczyna coś tam być widać w wizjerze. Wczoraj się "kisiło" znacznie dłużej, więc uchyliłem minimalnie drzwi załadunkowe i płomień się pojawił (oczywiście przy mocnym zadymieniu w pierwszej chwili). Po zamknięciu drzwi znikał. To co zauważyłem, to że paliło się w górze komory, pomimo że były tam znacznie grubsze kawałki drewna niż u dołu. Tak że nie wiem, czy brakuje powietrza, czy ja robię coś nie tak, czy tak ma być...
Kolejna kwestia którą mam do rozwiązania, to temperatura bufora. Mam otwarty układ na buforze i przy ok 75 st. wywala mi naczynkiem wodę, to z kolei powoduje że muszę dopuszczać wody do układu, bo mi się zapowietrzają grzejniki, więc obniżyłem max temp. na kotle na 70 st. Po wygaszeniu kotła, ładunek z bufora wystarcza mi na około 2 godzin przy 45 st. na grzejniki. Dom około 200 m2, 1,5 pustaka, ocieplony 10 cm styropianem. Tak sobie myślę, że to słaby wynik.
Proszę Was o sugestie jak sobie poradzić z tymi problemami.