To i ja się dołącze do wątku, choć na początek przydałoby się przywitać także Witam :)
Od marca jestem szczęśliwym i troche też nieszczęśliwym posiadaczem tego czegoś zwanego kotłem zgazowującym.
Przeczytałem juz tutaj tyle stron na tym forum że aż łeb się lasuje ale dopiero teraz postanowiłem założyć konto i też dołożyć kilka wątków od siebie.. Tak abyście się nie nudzili.
Jako iż tylko wynajmuje mieszkanie, wymienili mi kocioł na mpm wood 14kw plus. Wcześniej miałem zwykłego kopciucha. Do tego mam bufor 800L. No i panowie "instalatorzy" (specjalnie w cudzysłowie) zamontowali mi wsad kominowy pompowany taki aluminiowy typu alufol czy coś takiego co zazwyczaj się daje do renowacji kanałów wentylacyjnych, komin dość długi bo ok 11metrów, co więcej jak już sobie pojechali po miesiącu jak się w piecu palić nie chciało weszłem na komin i aż się za łeb złapałem bo ucięli ten wkład tak metr poniżej komina właściwego i ten wkład się zawinął tak że ograniczał przepływ powietrza w kominie. Rozgiąłem to kijem i jakoś zaczęło się to palić. Nie mniej jednak odbioru jeszcze nie było ma być ponoć na dniach i zgłosiłem od razu problem z kominem, przyjechał kominiarz nie podbił odbioru mają ponoć frezować i wstawiać wkład z nierdzewki (czyli tak jak być powinno)
Ale za dużo o tym. Teraz o konkretach (chyba)
Na początek to co się rzuciło w oczy po paleniu tym wynalazkiem to:
1. W porównaniu do kopciucha oszczędny w spalaniu
2. Długo pali się wsad
3. Wkur... denerwuje niemiłosiernie w szczególności gdy nigdy się takim piecem nie paliło
Czasami mam z nim takie problemy ,że przy drugim załadunku (na gruby żar) kładę drewno i nie chce za cholery wystartować, otwarcie dolnych drzwiczek popielnika powoduje że lekki dym wydostaje się z tych drzwi i dupa... mogę tak sobie do usranej czekać, wkład poprostu wypala się w komorze załadunkowej i nie rusza płomień... Później już z czasem czytania forum doszedłem do tego żeby te klapki po bokach poskręcać bo rozwalone na maxa miałem. Niby pomogło ale za krótko paliłem aby to stwierdzić (może akurat mi się tak udało że ruszało). Piec długo chodzi na temp 60 stopni i jeden załadunek kotła pozwoli mi podgrzać wodę na buforze z 40 do możę 63 czasami 58 stopni. Troche słabowato... Kupiłem już wkładkę do powrotu 70stopni bo aktualnie mam 55 i zobaczymy co będzie. Narazie nie ruszam niech zrobią te odbiory. Druga sprawa to pompka załączająca się od 45stopni która pcha temp. na grzejniki ona chodzi ciągle (kupiłem już sterownik pokojowy i planuje fazę przepiąć przez przekaźnik w sterowniku który będzie się załączał i rozłączał do danej temperatury, też już po odbiorze) ogólnie chata stara nieocieplona dom ok 100m2. Piwnica>Parter>Piętro>poddasze wszystko oczywiście nieocieplone.
Na plus to że jak już zagrzeje bufor do tych 60stopni puszczam sobie na grzejniki 45stopni i mi ciągle grzeje, kończy się zasyp wale drugi i jak się dobrze pali to nawet coś tam nadwyżka idzie na bufor, jak się słąbo pali to trzyma te 45stopni przez ok 9 może 10godzin (bo się pali ok 4h i ok 5h oddaje jeszcze z bufora ciepło) w porównaniu do kopciucha niebo... nie muszę już tak często łazić do kotłowni... Minus taki że tylko ja chodze bo nikt inny nie potrafi w nim palić, nie umieją i chyba nie chcą się uczyć..... No nic, nie narzekam, ktoś musi.
Teraz o problemach, czasami jest tak że pali się w nim jakby w środku panowało tornado i zaraz miało ten kocioł wyssać przez komin, dudni w nim aż się trzęsie. A czasami jest tak że ni cholery nie idzie w nim palić, stoi, brak płomienia.... Co prawda drewna nie mam sezonowanego i pale tym co mam. Teraz kupiłęm drewno to porąbałem na drobne kawałki i złożone w kostrach czeka na swój czas może doschnie. Do tego planuje też kupic chyba z 1t węgla aby to jakoś wypalić.
Nie mniej jednak co do zagrzewania bufora zauważyłem że jak pompke powrotu ustawie na start od 80stopni to dość szybko ładuje bufor (ale tylko góre) dół dochodzi znacznie wolniej. Z tym że na tych 80 potrzyma tak z 15min i zaraz spada do ok 60 na kotle...
Kolejna sprawa drzewo.... To się zawiesza, to sie nie pali... zamontowałem termometr (który wsadziłem do bufora) i mogę sobie z poziomu przeglądarki podglądać temp. i jak widzę że temperatura na buforze spada mimo iż podkładałem pełny kocioł i jeszcze nie powinna spadać to idę do kotłowni. W piecu już nie słychać aby się paliło, otworze środkowe przerusztuje i się pali znowu. Ale te zawieszanie jest dość częste i juz mnie to wk.... denerwuje dość mocno.
Rąbie małe szczapki, staram się ukłądać w poprzek w miarę równo i też się zawiesza. Chciałbym przebywać tam znacznie rzadziej ale narazie przy paleniu siedzę tam dość często.
No nic, zrobią porządek z kominem, zamontuje tą wkładke 70stopni i zobaczymy jak to się będzie palic. Na chwilę obecną mam mieszane uczucia.
Gdzieś tam czytałem że nie bardzo w nim spalać węgiel że niby ruszt się może przepalać, jest sens wyspawania sobie rusztu z pręta zbrojeniowego np. 8mm i podnieść go lekko nad oryginalny ruszt aby spalać na nim węgiel? Czy to w ogóle nie ma żadnego sensu? Nie chce tym węglem palić ze w sumie sam węgiel ale bardziej robić z niego kanapkę. Na dole rozpałka i grubsze potem 3kg węgla i znowu drewno.
Co więcej zauważyłem że już szamot na bramce w jednym miejscu pękł..... Piec nawet sezonu nie przepracował co najwyzej 2 miesiące...
Jak miałem trochę węgla i robiłem kanapkę to wnętrze wymiennika było nawet w kolorze kawy z mlekiem czyli chyba ok i dało się to ładnie ściągnąć tym pogrzebaczem z zestawu, teraz jak juz nim nie pale to w komorze czarno i na tych blachach od wymiennika taka błyszcząca sadza. Zacząłem teraz to troche inaczej wypalać tymi klapkami bardziej operować i widzę że już się to prawie wypala. Ale to może raz że drewno nie jest jeszcze dosuszone a dwa ten ciąg kominowy...
Jak ktoś dotrwał do końca tego odcinka "klanu" mpm to gratuluje :D