Piecem na co dzień zajmuje się mój ojciec (mnie w domu nie ma przez studia, ale postanowiłem spróbować po swojemu). Dzisiejszy cudowny proces palenia poprowadziłem samodzielnie. Przed paleniem zakryłem 3/4 rusztu blachą, co mnie zdziwiło - po załadowaniu pieca ruszył jak nie on. Po 30 minutach przygasł, ale po dodaniu powietrza klapą załadowczą znowu wstał (objawienie). Po kolejnych 20 minutach zaczęło się typowe problemowe palenie (pyrkanie dymu, gubienie ciągu, dym nie miał gdzie uciekać, temperatura 45 stopni, otwarcie jakichkolwiek dzwiczek = wędzarnia w domu. Ciekawi mnie od czego to zależy.