Ehh...narobiłem chyba bigosu.
Pierwszy tydzień palenia przebiegał wyśmienicie. Piec szybko osiągał temperaturę zadaną 70st i chodził bez zarzutu. Rozpalałem drewnem i na dobrze rozbuchany żar sypałem suchy miał. W piątek zaserwowałem dla pieca solidne BUM. Nie zwróciłem uwagi, że wentylator nadmuchowy się zatrzymał i dosypałem do żaru trochę miału skutecznie go przyduszając. Zamknąłem drzwiczki zasypowe, dmuchawa ruszyła i piec odezwał się barytonem. BUM każdą z możliwych szczelin kichnął sadzą, miał w środku się jakby rozdrobnił... Mnie mało z butów nie wyrzuciło... Nabrałem respektu do pieca i albo przez to nie mogę sobie z nim teraz poradzić...albo załatwiłem go tą eksplozją... Dmuchawa dostarcza powietrza wtórnego i 8mioma otworami nad zasypem i resztę powietrza przepycha przez ruszt. Wydaje mi się, że wcześniej tego powietrza było więcej. Bardzo łatwo jest teraz zadusić piec i trzeba się napocić, żeby na tyle dobrze rozpalić drewnem, żeby suchy miał nie zapchał rusztu. Z otworów nad zasypem wydobywa się bardzo delikatny podmuch. Piec spala, osiąga temperaturę zadaną, ale jest bardzo trudno utrzymać w nim żar. Do tego, godzinę temu zauważyłem chyba przyczynę problemu. Gdy poruszam dźwignią do odpopielania rusztu, spod pieca wydobywa się pył. Nie sądzę, żeby to był poprawny objaw. Pył widać po obu stronach pieca i z tyłu też. Jest go niedużo, ale jest. Sprawdzałem płomieniem zapalniczki i podczas pracy wentylatora płomień przykładany w okolicę podstawy pieca pali się bez zakłóceń, czyli powietrze z popielnika raczej nie ulatnia się... Czy macie jakieś doświadczenia z eksplozjami pieców i ewentualnymi problemami później? Dodam, że kanały powietrzne w popielniku są drożne, ruszt też i otwory powietrza wtórnego również.