Witam
Przed napisaniem postu czytałem trochę i się dokształcałem żeby na darmo głowy nikomu nie zawracać, po krótce opisze moja krótka historię i co mi leży na wątrobie.
Równo rok temu nabyłem mieszkanie w kamienicy 74 m2 wszystko wyremontowane, " centralne " zrobione w miedzi piec gabarytowo niewielki niby prawie nic nie spalał, wiec dla człowieka który mieszkał całe życie w płycie z betonu i miał zawsze ciepło wydawało sie wszystko ok. Nic bardziej mylnego ale cóż nie na wszystkim można się znać. Piec co niby nic nie spalał zaczął spalać węgla co przedwojenny parowóz w orient ekspresie. Miarka się przebrała i zacząłem drążyć co i jak. Cudem udało mi się ustalić iż piec to "Wasilewski" 8 KW ogrzewa 3 pokoje kuchnia , przedpokój i łazienka w sumie 7 grzejników oraz bojler 150 litrów żeby osiągnąć na nim 60C to czas ok. 2h i płomien w dosłownie w kominie , normalnie temp. na wyjściu wynosi ok. 48 i jak sie nie dokłada non stop to oczywiście leci na ryj. Mieszkam w górach wiec sezon zacząłem początkiem października do dzisiaj poszło mi ok. 3,6 tony węgla , znajomi przez sezon mniej więcej tyle zużywają o ile nic mi nie zaniżyli, bo to jak zauważyłem jest odwrotnie jak u wędkarzy im rośnie a tu spada. Obliczyłem sobie ( korzystając z porad z forum jak to robić) zakładając iż kamienica jest kiepsko ocieplona że przy wysokości mieszkania 2,8 do 2,9 m potrzebuje piec o mocy ok. 12KW . Moje pytanie może i banalne ale dla mnie istotne to jaka idealna jest moc kotła potrzebna do ogrzania mieszkania w kamienicy o metrażu 74m2 wysokość 2,8 do 2,9 , wymienionych oknach, oraz jedna strony mieszkania to ściana szczytowa kamienicy plus bojler 150l oraz jakiego można było sie spodziewać zużycia węgla w okresie w którym spaliłem te nieszczęsne 3,6 t węgla gdym miał dobrze dobrany kocioł. Pytanie może i są banalne ale nie znalazłem w sumie na forum odpowiedzi na nie. Za odpowiedzi z góry dziękuje za sformułowania mało fachowe przepraszam :-)