Witam.
Jakieś pół roku temu wprowadziłem się do piętrowego budynku, który jest Kościołem. Na piętrze mamy kaplicę o powierzchni około 90m2 a na parterze, na powierzchni takiej jak kaplica są dwa mieszkania, po około 44m2. Jedno z mieszkań zajmuję ja. :( Budynek to 100letni poniemiecki budynek z czerownej cegły. Całość ogrzewa piec UKSM-42 "z Pleszewa" o mocy 42kW, z wentylatorem i sterownikiem WAK Elektronic, piec zamontowany w piwnicy. W budynku jest 16 grzejników, instalacja poprowadzona plastikowymi rurkami, podzielona na dwie części: kaplica i mieszkania. W piec jest zawór bezpieczeństwa 1,5bara, który ze względu na to, że ciągle leciał został zakorkowany przez kogoś (!!!)
Przekrój komina to kwadrat 14x14cm, czyli "tylko" 196cm2.
No i moje pytania.
Czy to normalne, żeby na sezon grzewczy spalano 8 ton węgla?? Co prawda w tym roku od października spaliliśmy około 2,5 tony ale zima jeszcze przed nami. W tygodniu palimy (na zmianę z sąsiadem) na mieszkania a 2 x w tygodniu ogrzewamy kaplicę, do około 15 - 17 stopni, na 2-3 godziny. Potem zamykamy obieg kaplicy i grzejemy mieszkania. W mieszkaniach utrzymujemy około 21 stopni. Rozpalamy rano, potem po południu kontrola i dokładka 2 łopaty węgla, tak, żeby do rana kaloryfery były przynajmniej letnie (na piecu rano jest około 27-30 stopni). Na piecu jest temperatura ustawiona 52 stopnie, która się wacha między 48 a 60 stopni. Piec non-stop jest oblepiony sadzą od środka. Cięzko piec "wyczuć", czasem podbija temp. do 65 stopni. Z drugiej strony wydaje mi się, że i tak chodzi na zbyt "małych obroatach", powinien non stop mieć te 65 stopni, tylko wtedy w mieszkaniach będzie sauna. No i to zużycie węgla - 8 ton??
Z tego co czytam, to wydaje mi się że 25kW by starczył. Nie wiem, jak to się odbije na ekonomii, czy będziemy mniej palić??