Witam,
Proszę Was drodzy użytkownicy o pomoc bo już sam nie wiem jak mam grzać bo każdy mówi co innego, a logika jeszcze co innego. Pytam was jako ludzi doświadczonych w temacie:)
Otóż, wynajmuję już drugi rok dom jedno rodzinny, a w zasadzie parter. Na górze nikt nie mieszka, a na dole mam piwnice. Dom po mimo, że z przed I wojny światowej to odnowiony i bardzo dobrze ocieplony z każdej możliwej strony. Powierzchnia mieszkania to 115m2 z sufitami( po mimo że mam obniżone na oświetlenie) 3,5 metra, więc kubatura duża.
Moje pytanie brzmi jak grzać, żeby nie tracić na tym, jak grzać oszczędnie. Ja i żona jesteśmy zimnolubni. Czyli w domu utrzymujemy temperaturę około 16-17 stopni. Teraz tak do tej pory grzałem tak: (nie jestem w domu zbyt często chyba, że to weekend) więc dziennie ogrzewanie chodziło jakieś 3-4 godziny max mniej więcej od 16/17 do 20. Na noc generalnie ma ustawione, żeby jak spadnie poniżej 9 stopni to dogrzewał ale przy strasznych mrozach ( -20 - -30) spadało to 10,25 minimum i grzałem tylko jak byłem w domu czyli te 3-4 godziny czasem godzinkę rano jak wstawałem. Normalnie temperatura nie spada do mniej niż 12 stopni przez noc, a jak na polu jest na + to do 13/14 stopni.
Powiedzcie proszę czy dobrze robię czy być może ekonomiczniejsze będzie grzanie w inny sposób, bo w zeszłym roku jak grzałem rano godzinę później po 4/5 popołudniu ( co najmniej 5-6 godzin przerwy miedzy grzaniem) to średnio na dwa miesiące płaciłem po 900-1000 zł, a teraz za miesiące w których sądziłem, że zapłacę mniej bądź podobnie ( od 23 listopada do 23 stycznia - pogoda była dość przyjemna z chwilowymi mrozami) zapłaciłem 1300zł.
I nie wiem czy dobrze grzeje czy nie logika podpowiada, że tak jest lepiej niż żeby w nocy pic dogrzewał do 14 non stop, a w ciągu dnia do 16 non stop jak mnie niema, ale jednak wiem, że może rządzić się to innymi prawami.
Proszę o radę i przepraszam za rozwiązłość słowną, ale lubię dużo pisać i mówić. ( taki zboczenie zawodowe)