Skocz do zawartości

JanoK

Forumowicz
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Osiągnięcia JanoK

Żółtodziób

Żółtodziób (2/14)

  • Pierwszy post
  • Tydzień pierwszy zaliczony
  • Miesiąc później
  • Od roku na pokładzie
  • Starter dyskusji

Najnowsze odznaki

0

Reputacja

  1. Witaj jurekpik Temat troszkę przygasł. Sądzę jednak, że warto go odświeżyć. Uważam, że podstawowym powodem wytrącania się kondensatu w twoim kotle jest właśnie przewymiarowanie kotła i jego praca na zbyt niskiej temperaturze. Większość osób doradzi, aby palić na wyższej temperaturze, a Ty nie potrzebujesz wyższej bo w domu jest wystarczająco ciepło no i mamy problem. Problem ten można rozwiązać stosując właśnie zawór mieszający, moim zdaniem lepszy jest 4d, chociaż spotkałem się z opiniami, że 3d jest równie dobry. Niestety, nie jestem fachowcem w tej dziedzinie, ale na forum ten temat jest mocno rozpisany. Koniecznie zapoznaj się z tym tematem. Sprawa jest o tyle pilna, że jak kondensat będzie się przez dłuższy czas wytrącał w kotle, to kocioł zacznie bardzo szybko korodować, a komin będzie się bardzo szybko zapychał sadzą. Jeśli komin jest murowany tradycyjnie z pełnej cegły, to kondensat bardzo szybko wniknie w jego ścianki i w domu pojawią się żółto-brązowe plamy na tynku ścian przez które przechodzi komin oraz bardzo nieprzyjemny zapach, który może bardzo skutecznie zniechęcić do mieszkania w tym domu. Znam przypadek, że w zamieszkałym domu po dwóch sezonach takiego palenia komin nadawał się tylko do rozbiórki i ponownego budowania- tym razem już z kształtki ceramicznej tzw. systemowy. Tylko wyobraź sobie, że musisz wyburzyć komin i wybudować od nowa w domu, w którym mieszkasz. Każdy przyzna, że jest to nie lada problem, szczególnie jak dom nie jest duży i nie masz za bardzo gdzie wynieść graty. W Twojej sytuacji można zabezpieczyć istniejący komin przed szkodliwym działaniem kondensatu zanim jeszcze przemoknie stosując wkład z blachy kwasoodpornej. Wkład jednak nie rozwiązuje problemu wytrącania się w nim kondensatu. On tylko sprawi, że kondensat, który wytrąci się w kominie nie wniknie w cegłę tylko spłynie w dół i wypłynie z wyczystki w kotłowni. Co do sposobów palenia w Twoim kotle, to podstawowa sprawa. Twój kocioł jest kotłem górnego spalania, czyli powinieneś go załadować (niekoniecznie do pełna) paliwem i rozpalić od góry. To moim zdaniem idealny kocioł do spalania miału i węgla kamiennego czy brunatnego w raczej drobnym sortymencie. Na forum muratordom jest dość już obszerny wątek na temat palenia od góry. http://forum.muratordom.pl/ekonomiczne-spa...ego,t118247.htm Na pewno coś dla siebie stamtąd wyciągniesz. Pytasz o drewno, czy po dwóch latach sezonowania jest jeszcze wilgotne. Ze swego doświadczenia wiem, że zależy to głównie od gatunku drewna, a dokładnie od jego gęstości. Te najlepsze do spalania, dające najwięcej energii (buk, grab, jawor, brzoza), schną dłużej niż np. iglaste czy olcha, wierzba itp. Dąb to wyjątkowo twarda sztuka. Fachowcy zalecają, aby drewno dębu przeznaczone do spalenia pierwszy sezon po ścięciu i porąbaniu na polana przeleżało bez przykrycia na deszczu i słońcu. Dopiero potem należy go ułożyć w drewutni lub pod jakimś zadaszeniem i sezonować co najmniej dwa lata. To jest oczywiście minimum, im dłużej sezonowane tym dla palacza i kotła lepiej, ładnie się pali i daje najwięcej energii. Ważne, aby go w drewutni zbyt długo nie trzymać, w końcu ma być spalone a nie zjedzone przez korniki. Jeśli na początku użytkowania kotła robiłeś tak, że rozpalałeś na ruszcie, a potem od góry dorzucałeś drewno, zamykałeś kocioł i dalej kotłem rządził sterownik i dmuchawa to właśnie to spowodowało wytrącenie się tak dużych ilości kondensatu. Uznałeś, że nic tylko kocioł dziurawy. Rozpalenie kotła na dole i wrzucenie dużej ilości drewna powoduje wydzielanie bardzo dużych ilości gazów. Zbyt więcej niż jest się w stanie w danym czasie spalić. Z komina wydobywa się gęsty biały lub białoszary dym, to nie spalony gaz drzewny i para wodna, która po zetknięciu się z o wiele zimniejszymi ściankami płaszcza wodnego kotła i ściankami komina intensywnie się skrapla i mamy problem. W twoim kotle da się palić drewnem, ale spalając go od góry, ale to może być trochę kłopotliwe, bo o ile węgiel i miał wypełnia dość szczelnie komorę spalania, to ułożenie w ten sposób polan drewna może okazać się kłopotliwe. Ułożysz drewno, rozpalisz od góry, zacznie się ładnie palić, ale po jakimś czasie jakiś rozpalony drzewny węgielek znajdzie sobie szczelinkę i spadnie w dół do rusztu i spowoduje rozpalenie całego zładu i wracamy do punktu wyjścia. Duża powierzchnia rozpalanego, a w zasadzie to tylko gazującego drewna spowoduje szybki wzrost temperatury. Sterownik uzna, że zadana temperatura została osiągnięta i wyłączy dmuchawę, a drewno jest już nagrzane i na pewno nie zgaśnie. Będzie w dalszym ciągu intensywnie gazować. Z braku powietrza (dmuchawa nie pracuje) drewno się nie pali tylko wędzi, a dym z dużą zawartością pary zamienia się w kondensat. Pamiętaj, że wytrącanie się kondensatu to nie zimny komin (oczywiście docieplony komin, to jest to co kotły lubią najbardziej), ale to się zaczyna w kotle. Kolejna sprawa, to temperatura powrotu wody z instalacji do kotła. Jeśli na wyjściu z kotła będzie np. 60 stopni a na powrocie tylko 35 to bardzo źle. Ten problem załatwia właśnie zawór mieszający - podnosi temperaturę powrotu wody powracającej likwidując zjawisko tworzenia kondensatu. Tak w ogóle, to drewno aby oddać nam w postaci ciepła najwięcej swojej energii musi być spalane w wyższych temperaturach, najlepiej powyżej 75 stopni. Do spalania drewna najlepsze oczywiście są kotły zgazowujące, ale wtedy jesteśmy uzależnieni od jednego rodzaju paliwa, chociaż są kotły zgazowujące drewno i węgiel. To musi być ciekawa sprawa, niestety znam je tylko z teorii. Jeśli nie typowy zgazowujący, a chcemy skutecznie spalać drewno, jego pochodne i węgiel to tylko kociołek dolnego spalania. Gdyby w Twoim kotle spalanie drewna od góry okazało się niemożliwe, to zostaje tylko jeden sposób. Spalanie na dole, ale w małych porcjach. Rozpalasz, dokładasz kilka drewienek i pali się. Po spaleniu się zostaje na ruszcie tylko żar, grzejniki zaczynają stygnąć, drepczesz do kotła i znowu dorzucasz 3 -4 polana i tak w koło. Minusem takiego sposobu palenia jest konieczność częstych wycieczek do kotłowni, ale znam wiele osób posiadających górniaki i właśnie tak palą, a jak im mówię o spalaniu od góry to się pukają w czoło. Ale to zrozumiałe, jak ktoś pali takim sposobem przez 15 czy więcej lat to uważa się za najlepszego palacza. Argumentacja - "Ja to robię tyle lat, to chyba lepiej wiem jak się powinno palić" i normalnie wymiękasz. Ale podstawowa zasada , to nie próbować nikogo uszczęśliwiać na siłę. To co napisałem to tylko moje zdanie i doświadczenie. Jeśli ktoś uzna, że gdzieś nie mam racji lub popełniłem jakiś błąd, to proszę o poprawienie. Pozdrawiam
  2. Witaj, Stary przepis nie dopuszczał stosowania naczynia przeponowego jako zabezpieczenia kotłów na paliwa stałe. W tym roku zmienił się przepis, został dostosowany do przepisów Europejskich i dopuszcza się stosowanie naczynia przeponowego, ale tylko w przypadku, gdy kocioł jest wyposażony w wężownicę schładzającą. Jeśli twój kocioł nie jest fabrycznie wyposażony w taką wężownicę, to powinien być zabezpieczony naczyniem wzbiorczym otwartym. Zawór bezpieczeństwa można zastosować jako zabezpieczenie dodatkowe, ale nie może to być jedyne zabezpieczenie kotła. W przypadku, gdy np. masz grzejniki stalowe, które powinny pracować w układzie zamkniętym, powinieneś kocioł zabezpieczyć naczyniem otwartym, a między kotłem, a instalacją grzejną zastosować wymiennik ciepła. Instalację za wymiennikiem zabezpiecza się naczyniem przeponowym. Wiem, że są instalatorzy, którzy stosując zawór bezpieczeństwa na kotle (kocioł bez wężownicy) uważają, że to wystarcza i montują w układzie kocioł - instalacja naczynie przeponowe. Niestety, nie jest to zgodne z przepisami i zdrowym rozsądkiem. Co będzie, jeśli w przypadku zagotowania kotła zawór się nie otworzy?. Lepiej nie być w pobliżu. Znam taki przypadek. Kolega mieszka razem ze stryjem swojej żony. Starszy Pan był sam w domu, była jesień i w domu zrobiło się zimno. Starszy Pan pomyślał, nie ma co marznąć, młodzi przyjadą z pracy za kilka godzin. Trzeba rozpalić w kotle. Jak pomyślał, tak uczynił. Robił to już w poprzednim sezonie więc uznał, że nic trudnego. Nie wiedział jednak o tym, że tak po stronie zasilania, jak i powrotu do kotła są zawory, które były zamknięte i należało je otworzyć. Niezgodnie z przepisami, ale tak zrobili instalatorzy (fachowcy), informując tylko, że w przypadku konieczności wymontowania kotła nie trzeba będzie spuszczać wody z układu. Naczynie wzbiorcze było zamontowane na jednej z gałązek instalacji jako przedłużenie pionu do naczynia. Na kotle był zawór bezpieczeństwa, ale przez kilka lat nikt go nie sprawdzał i albo zardzewiał, albo zakleił się kamieniem kotłowyn, w każdym razie nie zadziałał. Starszy Pan po rozpaleniu dorzucił paliwa do kotła i poszedł do siebie, położył się i zasnął. Po ok. dwóch godzinach do domu wrócił z pracy właściciel, otwiera drzwi wejściowe, a tu w domu sauna, wszędzie pełno pary, aż woda cieknie po ścianach. Po lekkim przewietrzeniu biegiem do piwnicy, gdzie jest kotłownia, a tam powódź. Na szczęście nie było ofiar w ludziach. Kocił został rozpruty na spawie i dało się go naprawić, dalej działa. Myślicie, że właściciel przerobił instalację, tak aby sytuacja się nie powtórzyła?. Niestety nie. Wymienił tylko zawór bezpieczeństwa na nowy, a domowników przeszkolił co do zwracanie uwagi na zawory przed rozpaleniem, aby sytuacja się nie powtórzyła. Tu masz namiar na informację o przepisie. https://www.info-ogrzewanie.pl/artykul,id_m...a_paliwa_stale_
  3. JanoK

    Coś Piszczy!

    Witaj kris2s Dołączę się do opinii kolegi z cytowanego postu. Oczywiście nie zaszkodzi, jak dokładnie poobserwujesz swój kocioł pod kątem ewentualnych strat wody, co by sugerowało nieszczelność - licho nie śpi. Myślę jednak, że piszczenie które słyszysz w swoim kotle jest jak najbardziej normalnym zjawiskiem, szczególnie po przekroczeniu przez kocioł pewnej temperatury. Po przekroczeniu 65 *C na pewno będzie coś słychać. Przypomnij sobie co słyszymy z czajnika, gdy temperatura wody szybko wzrasta. Czajniki elektryczne, szczególnie te czyste dość głośno szumią, czajnik aluminiowy, podgrzewany intensywnie na palniku gazowym, szczególnie taki, w którym osadził się kamień wydaje dźwięki zbliżone właśnie do piszczenia. Tak w czajnikach jak i w kotłach zjawisko to wynika z tzw. miejscowego podgotowania wody. Zdecydowanie szybciej występuje w kotłach dolnego spalania. W kotłach tych gorące spaliny wciągane są w dół (bądź tył kotła) do komory spalania i dalej do wymiennika - takie jest założenie eksploatacyjne i tak ma być. W komorze spalania i na początku wymiennika jest najwyższa temperatura i tam powstają niepokojące dźwięki. Gdy w kotle intensywnie się pali i kocioł przekroczy pewną temp. zaczyna piszczeć, szumieć itp. Wystarczy na dłuższą chwilę otworzyć drzwiczki zasypowe i piszczenie ustaje. Bierze się to stąd, że gdy całkowicie otworzymy drzwi zasypowe, to wpuszczamy na raz tak dużą ilość zimnego powietrza, że palenisko i komora spalania zostanie szybko ochłodzona. U mnie kocioł (fabrycznie tzw. uniwersalny, dolno - górny, przerobiony przeze mnie na dolny) zachowuje się dokładnie tak, jak opisujesz. Ważne jest, aby proces spalania paliwa w kotle odbywał się w miarę wolnym tempie, ale ciągle. Jeśli kocioł będzie sterowany sterownikiem elektronicznym, np UNISTER, który działa w dwóch cyklach -klapa dolotu powietrza otwarta lub zamknięta, to zjawisko to będzie występowało szczególnie. Aby je zminimalizować należy tak ustalić pozycję klapy dolotu powietrza, aby w pozycji "zamknięta" istniała mała szczelina (podstawiamy klapkę śrubą regulacyjna na klapce), przez którą kocioł będzie pobierał na tyle powietrza, że nie zacznie gwałtownie przygasać i dymić (z komina), ale i nie będzie się rozbiegał. Spalanie jest wtedy bardziej równomierne, nie ma gwałtownych skoków temperatury a więc i zjawisko miejscowego podgotowania nie występuje. Pozdrawiam
  4. Dobre, podoba mi się to rozwiązanie, jest prostsze w wykonaniu. Na to nie wpadłem. Obawiam się tylko, że nie zawsze będzie skuteczne, szczególnie jak mamy do czynienia z wysoką klapką. Mam na myśli odległość między punktem zaczepienia łańcuszka, a zawiasem. Im większa odległość, tym większej siły potrzeba aby ją dźwignąć, ale może się udać. W końcu u Ciebie działa. Ostatecznie jak nie zadziała, to zawsze w rezerwie jest moje rozwiązanie, też sprawdzone w boju i działa bez zastrzeżeń. :) Pozdrawiam.
  5. Witaj Maras, Mam nadzieję, że twoja desperacja nie sięgnęła jeszcze zenitu i nie pobiegłeś do sklepu po dmuchawę. Osobiście jestem jak wielu na tym forum przeciwnikiem dmuchania w kocioł. Jeśli komin dobrze pracuje, jest szczelny, miejsce połączenia czopucha kotła z kominem szczelne, wyczystki uszczelnione, kocioł czysty a palisz drewnem lub węglem to zupełnie nie widzę potrzeby sztucznego dmuchania. To tylko dodatkowy koszt, (prąd) oraz większe straty kominowe. Korzystając z dmuchawy z reguły podajemy do kotła więcej powietrza niż on potrzebuje do efektywnego spalenia paliwa, a to strata. Miałem identyczny przypadek w swoim kotle, którego uzbroiłem w miarkownik Honeywell. Słusznie zauważył problem kolega Artur i Tomek krakerss. Problem w niewłaściwym kącie (zbyt ostrym), pod jakim miarkownik w tej chwili musi unosić klapkę, normalnie nie daje rady, a gdy temperatura spadnie grubo poniżej zadanej, to w końcu klapka zostanie uniesiona, ale wtedy miałbyś duże skoki temperatury, nawet o 15 stopni poniżej zadanej na miarkowniku, a przecież nie o to nam chodzi. Jest na to rada, właśnie ta dodatkowa dźwignia zamontowana na klapce, o której pisze Tomek. W Twoim przypadku proponuję wykonać następujące czynności: 1. Wymontuj dźwignię na miarkowniku (mocowana zdaje się tą śrubą z tyłu miarkownika, bo innej tam nie widzę) i zamontuj ją ponownie z drugiej strony miarkownika, tak aby była po jego prawej stronie. Dzięki temu będzie można otwierać drzwiczki górne i środkowe bez konieczności każdorazowego rozpinania łańcuszka w sytuacji np. gdy dokładasz paliwko do kotła. W tej chwili łańcuszek jest w świetle drzwiczek i przeszkadza. 2. Kup małą śrubę rzymską i przymocuj np. w dolnej części łańcuszka, jedna strona śruby ma haczyk, dzięki niemu będzie można szybko rozpinać i ponownie spinać łańcuszek z klapką, jak zajdzie taka potrzeba. Dodatkowo dzięki śrubie rzymskiej będzie można precyzyjnie wyregulować długość łańcuszka, samym łańcuszkiem regulacja wypada skokowo (długość ogniwa) i może sprawić mały problem. 3. Z kawałka lekkiego płaskownika (najlepiej aluminium), ostatecznie może być pasek stalowej blachy gr. 2mm i długości ok. 25 cm zrób dźwignię w kształcie litery L. Krótsze ramię długości ok. 8 - 10 cm (ta część będzie zamocowana do klapki). Do dłuższej części dźwigni będziesz mocował łańcuszek. W dłuższej części dźwigni zrób kilka otworków, co np 1,5 cm. Do któregoś z nich założysz kółeczko, takie jak do kluczy, a do kółeczka można łatwo zaczepiać haczyk śruby rzymskiej. 4. Dźwignię przymocuj do klapki tak, aby jej krótsze ramię leżało płasko na klapce, im wyżej (bliżej zawiasu klapki, tym lepiej), a dłuższe, to z otworkami ma być ustawione prostopadle do powierzchni klapki, lub lekko odchylone w prawo patrząc od przodu kotła. Nie przeszkadza to w poprawnym działaniu. Do przymocowania, jeśli nie chcesz wiercić i przykręcać lub spawać możesz użyć kleju do metalu (DISTAL, POXIPOL itp.) Ja tak zrobiłem i trzyma. Oczywiście dźwignię można zrobić i przymocować w inny sposób, ważne, aby to był element odstający od klapki, co spowoduje złagodzenie kąta działania łańcuszka i tym samym ułatwi pracę miarkownikowi. 5. Po złożeniu wszystkiego do kupy rozpal w kotle i spokojnie doprowadź temp. kotła do np.60*, po czym nastaw pokrętło na miarkowniku na 60 i wyreguluj długość łańcuszka tak, aby klapka była zamknięta, uwzględniając jednak pozostawienie malutkiej szczeliny między klapką a powierzchnią drzwiczek i zablokuj w tej pozycji śrubą regulacyjną na klapce. 6. Pamiętaj o zasadzie, że im punkt mocowania łańcuszka na dźwigni miarkownika jest położony bliżej miarkownika (krótsza dźwignia), to miarkownik ma lżej. To samo dotyczy punktu zamocowania łańcuszka na dźwigni klapki, z tym, że tam jest odwrotnie. Im łańcuszek zamocowany dalej od punktu podparcia klapki (zawiasu), miarkownik ma lżej. Dzięki kilku otworom do mocowania można to szybko zmieniać. U mnie po takim montażu miarkownik działa bardzo precyzyjnie. Nastawiam mu np. 60* i taką temperaturę trzyma na kotle, aż do wypalenia się paliwa, po czym w miarę stygnięcia kotła i obniżania się temperatury klapka jest coraz mocniej otwierana, i tak ma być. Jestem nawet zaskoczony tym, że w czasie pracy, gdy w kotle jest zapas paliwa klapka jest tak delikatnie uchylna, że nawet trudno to gołym okiem zauważyć. Czasem, gdy jest wiatr i silny ciąg w kominie, to daje się zauważyć delikatne drgania klapki, która jest podsysana siłą ciągu kotła. Dodatkowa rada. Jak będziesz rozpalał zimny kocioł, to nie spinaj od razu klapki z miarkownikiem. Nastaw ręcznie mniejszą szczelinę klapki, tak aby paliło się spokojnie, a gdy kocioł osiągnie temp. zbliżoną do żądanej dopiero podłącz miarkownik. Dzięki temu unikniesz niepotrzebnych strat kominowych. Gdy kocioł ma temp. 30, a Ty nastawisz miarkownik na 60, to klapka jest za mocno otwarta i kotle za mocno huczy. Oczywiście nie przesadzaj z dławieniem kotła przy jego starcie, zimny komin musi się też w miarę szybko zagrzać, aby kocioł dobrze potem pracował. To by było na tyle. To musi działać. Po wykonaniu poprawek koniecznie podziel się z nami efektami. Życzę sukcesu i pozdrawiam.
  6. JanoK

    Witam

    Zaglądam tu od jakiegoś czasu i jestem miło zaskoczony. Dużo się tu dzieje Po przeczytaniu kilku tematów trochę mi się rozjaśniło w kwestii ogrzewania i użytkowania kotłów. Mam też trochę swojego doświadczenia, mam nadzieję, że i ja będę mógł kiedyś komuś pomóc. Jestem z Podkarpacia.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Używając tej strony zgadzasz się na Polityka prywatności.